Polskie firmy zostały pozbawione szansy złożenia oferty w przetargu na budowę terminala CPK – uważa Jerzy Mirgos, prezes Mirbudu. – Możemy spełnić kryteria dotyczące przychodów, ale nawet kilka polskich firm występujących w konsorcjum nie jest w stanie konkurować pod względem wartości referencji z przedsiębiorstwem działającym na rynku ogólnoświatowym – mówi. A to skala działalności zdecyduje o tym, kto znajdzie się na krótkiej liście zakwalifikowanych do drugiego etapu postępowania.
Kilka dni temu
KIO wydała wyrok w sprawie odwołań dotyczących przetargu na budowę terminala CPK. Postępowanie jest prowadzone w formule dwuetapowego dialogu konkurencyjnego. Izba oddaliła zarzuty zgłaszane przez polskich przedsiębiorców, którzy zaskarżyli warunki udziału w przetargu.
– Wyrok Krajowej Izby Odwoławczej to potwierdzenie, że warunki przetargu na budowę terminala pasażerskiego CPK są zgodne z prawem, konkurencyjne i niedyskryminujące – powiedział Filip Czernicki, prezes Centralnego Portu Komunikacyjnego, cytowany w komunikacie po wyroku.
„Znamy przepisy, nie jesteśmy zdziwieni”– Znamy przepisy, więc wyrok nie jest dla nas zaskoczeniem – mówi z kolei Jerzy Mirgos, prezes Mirbudu, jednego z odwołujących się. Dodaje jednak, że nie o zgodność z przepisami tutaj chodziło. – Nigdy nie mówiliśmy, że warunki są niezgodne z prawem. Nasze argumenty odnosiły się do patriotyzmu gospodarczego, o którym tak dużo się mówi. Liczyliśmy na „opamiętanie” zamawiającego i reset w podejściu do możliwości udziału firm polskich w przetargu jeszcze przed rozprawą – przyznaje.
Jak stwierdza, taka sytuacja częściowo miała miejsce – zamawiający złagodził część zapisów – m.in. obniżony został próg projektów referencyjnych z 300 do 200 mln zł i zmniejszony wymóg przychodów rocznych dla co najmniej jednego członka konsorcjum z dwóch do jednego miliarda złotych. W ślad za tym wykonawcy wycofali część zarzutów.
Bez szans na „krótkiej liście”Zamawiający pozostał jednak nieugięty w kluczowej kwestii – ograniczenia liczby uczestników drugiego etapu postępowania jedynie do pięciu podmiotów. To, jak mówi Jerzy Mirgos, całkowicie eliminuje z przetargu wszystkie polskie firmy chcące samodzielnie wziąć w nim udział.
– Nie dano nam nawet szansy powalczyć. Kryteria dotyczące przychodów i referencji są trudne do spełnienia dla wielu firm, ale są możliwe do osiągnięcia. Problem w tym, że nawet jeśli spełnimy wymagania, nie dostaniemy szansy przejścia do kolejnego etapu – mówi. Jeśli chętnych będzie więcej niż pięciu, do złożenia ofert zostaną zaproszone te firmy, które wykażą najwyższą wartość referencji. – Duże grupy załączą dokumenty za setki milionów lub miliardy złotych – mówi. – My również spełniamy wymogi i zamierzamy złożyć ofertę, ale jeśli zgłosi się więcej chętnych niż miejsc, żadna polska firma nie będzie w stanie się równać pod względem przychodów z globalnymi korporacjami.
Nie pomoże tu łączenie się w konsorcja. – Nawet pięć polskich podmiotów startujących razem nie pokona pod względem skali działalności takich graczy jak Samsung, Mitsubishi czy Salini. Prezes Mirbudu podkreśla, że mówiąc o polskich firmach, ma na myśli firmy z polskim kapitałem, a nie jedynie krajowe – czyli te, które działają na naszym rynku i tu płacą podatki. A tak rozumiane podmioty nie mają także szans z największymi firmami jak Budimex, Strabag czy Porr.
Zdaniem Jerzego Mirgosa nietrafiony jest argument, że polskie firmy mogą tworzyć konsorcja z podmiotami z zagranicy. – W takim układzie będzie ona jedynie „kwiatkiem do kożucha”, bez realnego udziału i korzyści – zwraca uwagę. To, jego zdaniem, całkowicie rozmija się z zapowiedziami rządu o wspieraniu polskich przedsiębiorców.
Prezesa Mirbudu nie przekonuje także argument, że polskie firmy nie poradzą sobie z zamówieniem. – To prosty projekt, rozłożony na cztery lata, a najważniejsze instalacje będą realizowane w ramach oddzielnych przetargów – zauważa. Poza tym zagraniczne firmy i tak bazują na polskiej kadrze. – Nikt inny tego nie będzie budował, tylko polscy inżynierowie, niezależnie od tego, czy będą pracować dla Niemców, Francuzów czy Hiszpanów – mówi.
Nierówna konkurencjaSpółka CPK podkreśla, że jednym z jej celów jest jak największy udział polskich podmiotów w realizacji robót budowlanych. Zdaniem przedstawiciela wykonawcy, warunki przetargu temu zaprzeczają. – Konkurujemy z gigantami, których przychody są nieporównywalne z naszymi. To ukryte kryterium eliminuje polskie firmy z rywalizacji. Albo zamawiający nie zdaje sobie sprawy z sytuacji na rynku, albo z góry założył, że inwestycję będą realizować zagraniczne podmioty – stwierdza.
Dodaje, że jako osobistą porażkę traktuje fakt, iż nie udało mu się przekonać zamawiającego do zmiany podejścia. – Jestem też głęboko rozczarowany postawą zarządu CPK oraz instytucji nadzorujących ich działania – mówi Jerzy Mirgos, odwołując się do zapowiedzi, wygłaszanych także na poziomie szefa rządu, że w przetargach dotyczących CPK preferowane będą polskie firmy.
Jerzy Mirgos zwraca także uwagę, że węższe grono podmiotów w drugim etapie to mniejsza konkurencja. – W tej chwili pięć firm może złożyć oferty. Ale za rok, kiedy będzie składana oferta cenowa, część może się wycofać i zamawiający zostanie z dwoma uczestnikami. Konkurencyjność może zostać poważnie zachwiana – wskazuje. Jak mówi, żeby uzyskać rzetelną cenę, należy poszerzać grono oferentów. – To podstawowa logika biznesowa – stwierdza.